Premier Theresa May ma rozwiązane ręce. Izba Gmin większością głosów odrzuciła dwie poprawki Izby Lordów do ustawy zezwalającej rządowi konserwatystów rozpocząć negocjacje na temat warunków opuszczenia przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej na mocy zeszłorocznego referendum w sprawie Brexitu. Wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie May „odpali” procedurę przewidzianą w takim przypadku w Traktacie Lizbońskim.
Pierwsza poprawka uchwalona przez Izbę Lordów dotyczyła zagwarantowania praw obywateli UE mieszkających w Wielkiej Brytanii. Druga – przyznania parlamentowi uprawnień do odrzucenia wynegocjowanego traktatu „rozwodowego”, jeśli byłby on niekorzystny dla Zjednoczonego Królestwa.
Rząd uważa, że przyjęcie obu poprawek związałoby mu ręce podczas negocjacji i wezwał deputowanych do ich odrzucenia. I tak się stało. Jest mało prawdopodobne, by Izba Lordów ponownie zgłosiła odrzucone poprawki i żeby królowa odmówiła akceptacji ustawy. Rząd ma więc za sobą ostatni płotek. So far, so good, na razie idzie dobrze.
Co z obywatelami Europy mieszkającymi w Wielkiej Brytanii?
Sprawa obywateli UE może być elementem strategii negocjacyjnej. W krajach UE mieszka ok. 3 mln obywateli brytyjskich, więc Londyn nie może zanadto buszować w tym zbożu. Drastyczne ograniczenie praw Europejczykom żyjącym na Wyspach sprowokowałoby retorsje uderzające w prawa Brytyjczyków w Europie kontynentalnej.
Obywatele polscy osiadli w Królestwie, zwłaszcza przed Brexitem, nie powinni więc za bardzo się martwić, choć powinni w sposób zorganizowany śledzić i reagować na przebieg rokowań UK-UE. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że koordynatorem posiedzeń Rady Europejskiej jest Polak.
Ale piwa, na które mogliby teraz z panią premier pójść członkowie jej rządu, nawarzyła szefowa autonomicznego rządu Szkocji. Nicola Sturgeon, przewidując wynik głosowania w Izbie Gmin, zapowiedziała, że rozpocznie starania o zgodę Londynu na referendum niepodległościowe w jej kraju.
Wprawdzie zaledwie trzy lata temu takie referendum szkoccy independyści przegrali, a sama Sturgeon oświadczyła, że następnego rychło nie będzie, to jednak po Brexicie spodziewano się powszechnie, że jednak będzie. Deklaracja Sturgeon dodatkowo komplikuje politycznie sytuację. Referendum miałoby się odbyć między jesienią 2018 r. a wiosną 2019 r., czyli w końcowej fazie negocjacji UE-UK lub w okolicach ogłoszenia ich wyniku. Pani May na razie unika jasnej odpowiedzi, czy wyrazi zgodę na referendum. Ale została postawiona w bardzo trudnej sytuacji, bo sprawa szkocka zawiśnie nad jej rządem jak miecz Damoklesa.